czwartek, 31 maja 2012

"Polskie obozy śmierci" - amerykańska nonszalancja

Początkowo zamierzałam napisać o amerykańskim afroncie, ale po namyśle uważam, że bardziej jest to lekceważenie czy nonszalancja, i to nie samego prezydenta, ale jego urzędników.

Z jednej strony to bardzo chwalebne, że przynajmniej po śmierci Jan Karski został uhonorowany ważnym odznaczeniem amerykańskim, z drugiej strony już wkrótce na tym tle zaczęły się problemy.

Trudno powiedzieć, dlaczego i kto w Polsce uznał, że nie najbliższe osoby Janowi Karskiemu, tj. mieszkająca w USA jego ostatnia partnerka życiowa i wykonawczyni testamentu, czy też jego siostrzenica, a zarazem chrześnica z Polski, są godne odebrać ten medal, ale jakiś ważny polityk. Został Amerykanom zaproponowany Lech Wałęsa, i tu pojawił się pierwszy afront, a mianowicie kandydatura ta została odrzucona. Wobec tego nie wiedzieć czemu pojawiła się kandydatura byłego ministra spraw zagranicznych Adama Rotfelda, tym razem łaskawie przez Amerykanów zaakceptowana.

Jan Karski, niezwykle odważny człowiek, przedostał się z bezpiecznego Londynu do okupowanej Polski i cały czas ryzykując życiem, zbierał informacje o sytuacji polskich Żydów. W 1942 r. powrócił do Wielkiej Brytanii i przekazał informacje o eksterminacji Żydów, w 1943 r. udał się do USA również tam prosić o pomoc dla mordowanych bestialsko Żydów. Proponował, aby wielkie mocarstwa postawiły stanowcze ultimatum Niemcom. Oprócz spotkania z prezydentem Rooseveltem starał się zainteresować zagładą polskich Żydów artystów, polityków, duchownych. Trudno powiedzieć, dlaczego misja Jana Karskiego nie odniosła skutku, czy mu nie uwierzono, czy to tradycyjny amerykański antysemityzm? Bo teraz Amerykanie czują się powołani do wyrokowania o przestrzeganiu praw człowieka w innych krajach, a zapominają, że jeszcze po wojnie trwał u nich w najlepsze antysemityzm czy rasizm i dyskryminacja czarnoskórych rodaków. Dopiero od czasów prezydenta Johna Kennedy'ego zaczęło się to zmieniać na lepsze. Medal Wolności przyznany Janowi Karskiemu przez Baracka Obamę ustanowił zresztą właśnie prezydent Kennedy w 1963 r.

Podczas uroczystości wręczania Medalu dla Jana Karskiego prezydent Obama użył wyjątkowo niefortunnego sformułowania, dla nas szczególnie drażliwego, bo fałszującego historię II wojny światowej i zamazującego niemiecką odpowiedzialność za obozy śmierci i Holocaust, a mianowicie powiedział: "polskie obozy śmierci".

W Polsce rozpętało się piekło. Każdy już chyba, łącznie z premierem, prezydentem, ministrem spraw zagranicznych, liderami partii opozycyjnych i różnymi komentatorami wypowiedział się na ten temat.

Dwukrotnie już urzędnicy Białego domu wydali sprostowanie, wyjaśniali, że sformułowanie było czystą omyłką językową i wyrażali z tego powodu ubolewanie. Prezydent Obama ma też odpowiedzieć na list prezydenta Komorowskiego wysłany w tej sprawie. Ale naszym zagorzałym patriotom to ciągle mało, powinien pewnie paść na kolana i gorliwie przepraszać.

Oczywiście, że za każdym razem, gdy pada sformułowanie o polskich obozach śmierci w kontekście II wojny światowej, musimy wyraźnie protestować, gdyż jest to fałszowanie historii, a im dalej od tych strasznych czasów, tym mniej żyje świadków tamtych wydarzeń, tym wojna budzi mniej emocji i mniejsze zainteresowanie, stąd i mniejsza o niej wiedza.

Musimy dbać, aby naszym kosztem Niemcy nie zwolnili się z odpowiedzialności za wywołanie II wojny światowej, okupację wielu krajów, drakońskie prawo, a raczej bezprawie, tortury, egzekucje, wywózki na roboty, obozy koncentracyjne, miliony ofiar rożnych narodowości, a przede wszystkim Holocaust.

Trzy ważne działania powodują fałszowanie historii II wojny światowej:

1. Celowe, subtelne działania Niemiec, którzy zresztą słusznie chcą odciąć się od czarnych czasów hitlerowskiej zarazy, ale powodują one, że odpowiedzialność pomału zaczyna być rozmywana.

2. Celowe polskie działania, które na zasadzie obsesji antyradzieckiej i przywiązywania ponad miarę znaczenia do okupacji naszych ziem przez ZSRR, w tym też zbrodni radzieckiej, powodują zapominanie o znacznie większych winach niemieckiego okupanta, wręcz wypieranie ich z pamięci narodowej.

3. Przypominanie, w zasadzie słuszne, ale nadawanie im ponad miarę znaczenia, haniebnych zachowań niektórych Polaków podczas II wojny światowej, w tym sprawa Jedwabnego. Całkowicie nietrafne, niczym nieusprawiedliwione przeprosiny prezydenta Kwaśniewskiego za tę zbrodnię wytworzyły nową sytuację uznania odpowiedzialności państwa polskiego za haniebne działania zbrodniczych jednostek. Nic więc dziwnego, że na Zachodzie mogą myśleć, że był tu, podobnie jak we wszystkich państwach regionu, poza Serbią i Czechami, polski kolaboracyjny rząd, który nie zapobiegł zbrodniom na Żydach, a może i je wspierał.

Oczywiście musimy się bezwzględnie przeciwstawiać wszelkim wypowiedziom o polskich obozach śmierci, ale to o wiele za mało. Trudno powiedzieć, jak tego dokonać, czy organizować konferencje naukowe, czy kręcić filmy dokumentalne i fabularne, ale musimy przywrócić pamięć i proporcje sytuacji Polski podczas II wojny światowej. Musimy doprowadzić do powszechnej wiedzy o tym, że Polska była państwem całkowicie podbitym, okupowanym, że nie było tu żadnego marionetkowego rządu, a reżim niemiecki dopuszczał się wyjątkowych okrucieństw i za jakąkolwiek pomoc Żydom groziła kara śmierci. a mimo to znaleźli się ludzie, którzy podjęli to ryzyko, wśród nich wielu zapłaciło tę najwyższą cenę. Kolaboranci z okupantem to ciemna karta, nie chodzi o to, żeby ją ukrywać, ale trzeba widzieć proporcje, bo inaczej dochodzi do fałszowania historii.

Przykre to bardzo, że podczas uhonorowania bohaterskiego Jana Karskiego przydarzyła się tak nieprzyjemna omyłka, ale może rzecz obróci się na dobre i więcej Amerykanów dowie się trochę prawdy o II wojnie światowej.

17 komentarzy:

  1. Witaj Mario-Doro. Komentuję u Ciebie po raz pierwszy, chociaż często czytam Twoje teksty. Znam Cię także z wypowiedzi na blogach na których też bywam.
    Jestem przerazona nonszalancją władców wielkich mocarstw. Przeciez to nie pierwszy raz użyto sformułowania, które Polaków tak bardzo obraża.
    Uważam, że zarówno prezydent USA jak i urzędnicy Białego Domu zachowali się skandalicznie.
    Pozostawiam serdeczne dla Ciebie pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Stokrotko, to miło, że czytasz mój blog, zapraszam cię częściej do komentowania. Jeżeli polityka nie jest twoja pasją, to na moim blogu są najróżniejsze teksty, na pewno więc znajdziesz ciekawe tematy.
      Wydaje mi się, że ta nonszalancja wynika z braku więzi z II wojną światową, dla dzisiejszych polityków i urzędników to już historia z podręczników, bez emocji, szczególnie że kraje naszego regionu w ogóle mniej się liczą w światowej polityce. Ta omyłka jednak obraca się na dobre, bo nagłośniła problem, a więc i prawdę, którą teraz trudniej będzie wypaczać.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Myślę, że ten problem można łatwo rozwiązać. Po prostu nie powinni Polakom więcej żadnych odznaczeń przyznawać, bo to i tak obróci się przeciwko odznaczającym.

      Usuń
    3. Witaj Mysz, ironiczne do tego podeszłaś. Ale mam nadzieję, że takie wnioski nie zostaną jednak wyciągnięte.

      Usuń
  2. Uważam Doro, że ten cały jazgot (kto wrzeszczy najmocniej? Wiadomo, że ci, których najmniej to właściwie obchodzi) niczego w stosunkach Polska - USA nie zmieni, nie poprawi. Co najwyżej może wydłużyć czas oczekiwania na wizy wjazdowe. Czy pomoże przyspieszyć edukowanie Amerykanów? Też wątpię. Ale co pogadaliśmy sobie to nasze.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Jerzy, wydaje się jednak, że nie ten jazgot, ale zabiegi dyplomatyczne, również list prezydenta i odpowiedź na niego prezydenta Obamy spowodowały, że ta amerykańska wpadka obróci się na dobre. Problem został nagłośniony, przypomniana została prawda.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. > Musimy dbać, aby naszym kosztem Niemcy nie zwolnili się z odpowiedzialności za wywołanie II wojny światowej
    To akurat nam nie grozi. Co nie oznacza, że świadomość II wojny światowej i jej przyczyn, będzie słabła. Dla wielu to historia podobna do historii starożytnego Rzymu: może nieźle opisana, ale odległa.
    (BTW. Czytałem kiedyś opracowanie polskiej historyczki (?) o walkach na froncie zachodnim w II wojnie światowej, gdzie wszystko się jej myliło... Cóż, tam to nie była nasza historia, a jakiś Amerykanów i innych Anglików, czy jak ci Szkoci się nazywają...
    W każdym razie: krytykując nieświadomość nie dziwmy się -- dla wielu to egzotyka, a my historii 'egzotycznej' też nie znamy i popełniamy różne głupie błędy.)

    > 1. Celowe, subtelne działania Niemiec
    Celowe?
    Na pewno wielu zwykłych Niemców czuło się niewinnych. To nie dziwi -- żyłem w Polsce, gdy zginął ks. Popiełuszko, a nie czuję się winny za jego śmierć, by użyć takiego porównania.
    Z tego poczucia zaczęło się używać nie tyle określenia "Niemcy", co naziści (dość słusznie, imho). Ale już przerzucanie na Polaków? Znowu -- rozumiem reakcję psychologiczną, bo sami w Polsce tak się zachowujemy. Ale żeby mówić o celowości, czy manipulacji?

    > 2. Celowe polskie działania, które na zasadzie obsesji ...
    Nasze działania niewiele mają wspólnego z odbiorem za granicą. Obama nie przeczytał dobrej historii II wojny światowej wyraźnie, ale tym bardziej nie przeczyta polskiej prasy.

    > 3. Przypominanie, w zasadzie słuszne, ale nadawanie im ponad miarę znaczenia, haniebnych zachowań niektórych Polaków podczas II wojny światowej, w tym sprawa Jedwabnego.
    Za mowę Kwaśniewskiego byłem dumny. Podobnie, jak i za mowę Cimoszewicza w sprawie pogromu kieleckiego. To dobrze, że się wewnętrznie rozliczamy -- dla naszego narodowego zdrowia. Że może to uczynić mylące wrażenie nieporównanie wielkiego znaczenia polskich win? Chyba w niewielkim stopniu -- obcy mają do nas dostatecznie dużo pretensji bez tego, i potrafią je eksponować.

    Dlaczego Niemcy się 'rehabilitują', a Polska nie? Bo Niemcy mają duże znaczenie w kulturze, nauce i biznesie na miarę światową. A Polska nie. Tymczasem od tego zależy recepcja wewnętrznego punktu widzenia u obcych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Pak, twoje uwagi są w większości słuszne. Owszem, własna historia budzi zawsze większe emocje i przez to jest lepiej pamiętana, choć największe emocje budzi historia, z którą jesteśmy jakoś związani, np. przez własne doświadczenie lub bliskich osób. I wojna światowa, przecież też straszna, z użyciem gazów bojowych w dużej mierze jest już historią i tak bardzo nie ma o nią sporów.
      Nie dziwi mnie, że współcześni Niemcy chcą odciąć się od niechlubnej karty nazizmu, bo oni rzeczywiście nie są niczemu winni. No, jednak nie zgodziłabym się, że większość Niemców żyjących w czasach nazizmu nie ponowi winy za zbrodnie Hitlera. Ostatecznie nie sprzeciwiali się jego chorej ideologii zwalania winy za kryzys na Żydów, postępującej dyskryminacji, przecież terror przyszedł dopiero później, a "Mein Kampf" i zamierzenia Hitlera były znane. Niemcy też ochoczo korzystali ze zdobyczy wojennych, przesiedlali się na tereny okupowane, znamienna jest sytuacja Eriki Steinbach, która czuje się poszkodowana wysiedleniem, mimo że to jej ojciec był tu obcym okupantem.
      Porównanie ze zbrodnia na księdzu Popiełuszce uważam za nietrafną, gdyż niezależnie jak oceniać tę zbrodnię, nie mieściła się ona w oficjalnym działaniu PRL, a hitlerowskie zbrodnie były przecież zbrodniami legalnie podejmowanymi przez państwo.
      W kwestii Jedwabnego się różnimy. Gdy prezydent, czyli najwyższy przedstawiciel państwa za coś przeprasza, to znaczy, że przyjmuje za to odpowiedzialność państwa. A do tego nie było żadnych podstaw, gdyż wtedy nie było żadnej polskiej władzy państwowej.
      Co innego wyrazić oburzenie i potępienie dla zbrodniczych czynów, a co innego brać za to odpowiedzialność państwa.

      Usuń
  4. Możemy tupać nogami i krzyczeć ale to i tak nic nie zmieni. Amerykanie nie zrozumieją naszego oburzenia bo do tego trzeba wrażliwości europejczyka, który czasy wojny zna z autopsji lub literatury.Ponadto,amerykanie nie zadają sobie trudu wnikania w zawiłości obcego języka. Nie biorą pod uwagę, że znaczenie słów może się zmieniać gdy odbiorcą jest osoba polskojęzyczna. Tego powinno się wymagać od ludzi postawionych tak wysoko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyobraźmy sobie że prezydent RP składa oficjalną wizytę w USA, aby spotkać się z ofiarami 9/11. Zwraca się do nich słowami "Chciałbym złożyć wyrazy najwyższego uznania wszystkim dzielnym rodzinom ofiar amerykańskich nalotów na WTC". A potem się tłumaczy, że przecież każdy może się przejęzyczyć. Ciekawe, czy znaczna część Amerykanów by go poparła, uzasadniając swoje stanowisko tym, że dla Polaków problemy jakiejś tam Ameryki mają drugorzędne znaczenie?
      Liberał

      Usuń
    2. Witaj Bet, wydaje się jednak, że Amerykanie przejęli się tą gafą. Sprzyja nam chyba, że to rok wyborczy w USA i każdy drobiazg może być na wagę prezydentury. Stąd dość szybka jednoznaczna odpowiedź prezydenta Obamy na list naszego prezydenta. Tak więc w końcu ta wpadka obróci się na dobre.

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mario-choćbyśmy najgłośniej krzyczeli-kogo to będzie obchodzić? Sam fakt tej pomyłki świadczy o tym,jak "poważnie" traktują nas nasi "przyjaciele".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Brunet, a jednak można spojrzeć na to optymistycznie, sprawa została nagłośniona i prezydent Obama wysłał jednoznacznie określający te omyłkę list do naszego prezydenta

      Usuń
  7. uleczka1 czerwca 2012 06:03
    W Oświęcimiu odsłonięto tablicę, na której napisano, że był tu obóz "dla niewinnych ofiar komunistycznych obozów przymusowej pracy NKWD i Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego istniejących w tym miejscu w latach 1945 – 1946.” Szkoda tylko, że nie dodano jak wielu z nich nie przeżyło. Chyba jesteśmy to winni „niewinnym ofiarom” zamordowanym niestety już po wojnie w wolnej Polsce. Może warto zatem pomyśleć o tablicy, która przekaże prawdziwe informacje – nazwiska czy choćby liczbę zamordowanych i odda hołd ofiarom w bardziej ludzki sposób, niż zdawkowe „cześć ich pamięci”, żywcem skopiowane z czasów komunistycznych. Tablica jest, ale nie mówi całej prawdy, a pół prawdy nie jest żadną prawdą.... Po wojnie u nas działy się w tych obozach także straszne rzeczy. Mój mąż był więźniem obozu w Jaworznie Mario. Jako piętnastolatek za głupi dowcip tam przecierpiał straszliwe 3 lata. To zgotowali Polacy swoim własnym obywatelom. Nie uczą tego w szkołach. Ta prawda jest wstydliwie ukrywana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Uleczko, niestety, po wojnie toczyła się u nas wojna domowa. Z jednej strony były polskie siły, które nie chciały uznać umowy wielkich mocarstw i nowych porządków w Polsce, z drugiej był to czarny okres stalinowski, gdy w sposób przesadny poszukiwano wrogów nowego ustroju. Trudno powiedzieć, czy zbrodnie na ocalałych Żydach, milicjantach, nauczycielach i wszystkich, którzy uznali nowe władze, przyczyniły się i w jakim stopniu do zaostrzenia stalinowskich represji.

      Usuń
    2. http://www.silesia-schlesien.com/index.php?option=com_content&view=article&id=188:dyskusja-czy-w-polsce-byy-obo

      Czytałam to przed chwilką. Pozdrawiam serdecznie

      Usuń